Meteoryty znajduje się w terenie. Chodzi się całymi dniami, kopie setki dziur w ziemi, moknie, marznie i czasem klnie, jak…. przemoczony i zmarznięty poszukiwacz meteorytów. Zdarza się jednak czasem tak, że to meteoryt przychodzi do nas. Czasem sposobem bezpośrednim, przez dach do piwnicy, a czasem pośrednio, przez kogoś. Tak też było w przypadku meteorytu odkrytego w Siewierzu.

Siewierz pierwsze zdjęcie okazu, przysłane mi przez właściciela

Cała historia zaczyna się od małego fragmentu który został dostarczony Kazimierzowi Mazurkowi do oceny w listopadzie 2014. Okazało się, że rzeczywiście kilkunasto gramowa piętka z całą pewnością jest meteorytem i wygląda na dość świeży chondryt zwyczajny. Pośrednik jednak nie znał szczegółów dotyczących meteorytu lub nie chciał ich wyjawić. Pewne było jednak to, że gdzieś tam leży sobie kilku kilogramowy okaz i czeka. Po weryfikacji próbki sprawa ucichła. Właściciele, zapewne po upewnieniu się, że mają do czynienia z meteorytem, myśleli co dalej począć i gdzie uderzyć. O całej sytuacji dowiedziałem się jakiś czas później od Kazimierza. Pokazał mi zdjęcie owego fragmentu w swoim telefonie. Potwierdziłem, że wygląda obiecująco, wzruszyłem ramionami i tyle. Nie było sensu się podniecać tym, że ktoś, gdzieś, ma coś co wygląda na chondryt, być może z Maroka. I tyle w temacie.

Następna karta w tej historii została zapisana gdzieś w styczniu 2015 roku, gdy jak co dzień odbierałem telefon od kolejnego szczęśliwego znalazcy meteorytu, który chce mi go sprzedać za okazyjne dziesiątki lub setki tysięcy złotych. Ponieważ mam niewyczerpane zasoby cierpliwości oraz znalazłem w tym depresyjnym i niewdzięcznym zajęciu iście perwersyjną przyjemność postanowiłem i tym razem zmierzyć się z rozmówcą mówiąc mu jak zwykle, że ma żużel albo otoczak dobry na ogrodowy klombik. Dzwoniła młoda kobieta która była w posiadaniu meteorytu po zmarłym dziadku, kolekcjonerze rzeczy różnych. Taka historia bardzo różniła się od typowego zgłoszenia. Pomyślałem, że taki obrót sprawy jest jak najbardziej obiecujący. Po tym jak pani Anna opisała mi okaz i jego długą historię byłem na 100% pewny, że mam faktycznie do czynienia z meteorytem. Pomyślałem sobie wtedy „No nareszcie, właśnie po to odbierasz te wszystkie telefony”. Jak legendarny amerykański badacz Harvey H. Nininger, na 1000 odwiedzonych przez niego farm, znajdował jeden meteoryt, tak w tym przypadku na 1000 telefonów trafił się wreszcie kolejny meteoryt. Do poprzednich „sukcesów” mógłbym zaliczyć Sołtmany, ale akurat w tym przypadku wolałbym akurat mieć rozładowaną komórkę. A więc był nowy polski meteoryt. Świetna wiadomość. Potwierdziłem, że z opisu faktycznie wynika, że jest to meteoryt. Kilka dni później dostałem także email ze zdjęciami okazu. Tutaj nie było już żadnych wątpliwości, jest meteoryt i to nawet całkiem ładny. Sprawę wyłożyłem Kazimierzowi i od razu doszliśmy do wniosku, że owa tajemnicza próbka z listopada pochodzi z tego okazu. Potwierdziliśmy to porównując kształt i wielkość odciętego fragmentu, który widać było na zdjęciach.

Siewierz – piękna skorupa obtopieniowa z regmagliptami

Następnie wypadki potoczyły się już tak jak powinny :). W następny weekend meteoryt miał do mnie przyjechać. Nie mogło się zdarzyć lepiej. Nawet nie musiałem się po niego telepać przez pół Polski. Meteoryt Siewierz, pani Anna i jej mąż odwiedzili mnie 30 stycznia. Okaz faktycznie był całkiem spory, miał 2450 gram, był świeży i wyglądał fantastycznie. Fakt faktem do świeżego spadku mu trochę brakowało, no ale to nie był jakiś Bensour czy Park Forest, które spadły kilka lat temu, to pewne. Okaz bardziej przypominał Pułtusk z półki w muzeum, gdyż miał już lekko podwietrzałe ziarna żelaza, a w regmagliptach znajdowała się znaczna ilość zwykłego kurzu. I całe szczęście, że nikomu na myśl nie przyszło go umyć czy odkurzyć. Gdyby tak się stało, to szczerze mówiąc ciężko by było nie brać pod uwagę scenariusza, że okaz został przywieziony z Maroka i teraz oferowany jako krajowy. Na szczęście, co by nie myśleć, takiego kurzu zrobić się nie da w rok czy dwa. Okaz musiał leżakować na półce czy w jakichś pudłach przez wiele lat.

Siewierz – naturalnie ułamana płaszczyzna i odcięty fragment. Głębokie regmaglipty z kurzem.

 

Przy tym całym szczęściu były też dwa nieszczęścia. Pierwsze, to oczywiście niepotrzebnie odcięta, metodą masakrującą, piętka. A wystarczyło przecież wysłać tu i ówdzie zdjęcia okazu które były bardzo dobrej jakości. Z nich nawet początkujący, nierozgarnięty amator meteorytyki wydedukowałby, że to chondryt. Całe szczęście, że próbka była mała i odcięta na już istniejącym przełamie, a więc tam gdzie i tak by trzeba było uciąć 20 gram do klasyfikacji, żeby nie niszczyć skorupy i regmagliptów. Drugim nieszczęściem, o wiele bardziej dotkliwym był brak informacji o tym okazie. Wszystko co było wiadomo to to, że to jest meteoryt i pan Witold Kawecki miał go przez wiele lat. Z okazem nie znaleziono żadnej metryczki, nie widniał w żadnych zapiskach. Kompletnie nic. Samego właściciela też nie można było spytać, gdyż zmarł w latach 90-tych. Wielka szkoda, gdyż zapewne straciliśmy możliwość poznania jakiejś pasjonującej historii, nieznanego rozdziału polskiej meteorytyki. Długo męczyły mnie pytania bez odpowiedzi. Czy pan Kawecki sam znalazł ten okaz, czy był świadkiem spadku? Czy może, jako znany w okolicy kolekcjoner znaczków, monet i innych rzeczy zakupił ciekawy okaz mineralogiczny od kogoś innego? A może wszedł w jego posiadanie na drodze wymiany z innym kolekcjonerem z kraju lub nawet za granicą? Tego już nigdy się zapewne nie dowiemy. Choć cuda się zdarzają, więc kto wie?

Siewierz i jego głębokie regmaglipty i drobne obtłuczenia

Siewierz i jego głębokie regmaglipty i drobne obtłuczenia

Puki co, nie było sensu się krzywić i marudzić. Mamy kolejny polski meteoryt. Był duży, śliczny, pod ochroną i wreszcie doceniony. Koniec z leżakowaniem na strychu, czas pokazać się światu z najlepszej strony. Pierwsze co zrobiłem to oczywiście puściłem bombę na Facebooku. Wieść obiegła glob błyskawicznie docierając nawet do Wrocławia, gdzie swe westchnienie pełne żalu wydał zarząd PTMet-u, który także sobie ostrzył zęby na ten okaz. Cóż jak pech to pech chłopaki. Może innym razem 🙂

Siewierz - masa główna z odsłoniętym wnętrzem 2328 gram

Siewierz – masa główna z odsłoniętym wnętrzem 2328 gram

Siewierz pełen przekrój. Widoczne liczne żyłki szokowe

Siewierz pełen przekrój. Widoczne liczne żyłki szokowe

Następną czynnością którą należało wykonać była klasyfikacja. Do tego celu potrzebowałem odciąć 20 gramów do badań i coś dla kolekcjonerów, którzy nie wybaczyliby mi gdybym nie miał nic dla nich. Równocześnie trzeba było pozbyć się tej paskudnej rany jaka widniała po odciętej piętce. Kazimierz nie miał zamiaru oddawać mi tej piętki, którą zapobiegliwie wcześniej zgarnął, więc musiałem sam coś wykombinować. W tym wypadku jedynym rozwiązaniem było cięcie na pile drutowej. Nie mogłem nic odciąć na swojej pile Silver Blade ponieważ okaz był za duży, a jedyne miejsce do cięcia znajdowało się w takim miejscu i pod takim kątem, że tarcza by w to nie weszła. Nie chciałem także niepotrzebnie tracić materiału używając dużej, grubej tarczy i jednocześnie moczyć okaz wodą podczas cięcia. Rozwiązanie było tylko jedno, Frankfurt nad Menem. Okaz poleciał więc do Niemiec, gdzie Achim Karl profesjonalnie uciął piętkę i trzy pełne przekroje na swojej pile drutowej. Proces kosztowny ale dokładny, bez moczenia i brudzenia okazu. Zresztą to jest nieźle zakręcone, żeby mieć stracha o to, żeby mi brudu na meteorycie nie zabrudzili podczas cięcia. Gdy już miałem co trzeba z powrotem, oficjalna próbka poszła do prof. Łukasza Karwowskiego z Uniwersytetu Śląskiego w Sosnowcu. Miał on przeprowadzić pełną klasyfikacje meteorytu Siewierz. Trwało to kilka tygodni ale wyniki mnie nie zaskoczyły. Tak jak przypuszczałem, meteoryt okazał się chondrytem L5, stopień szokowy S3-4, stopień zwietrzenia W0. Najbardziej się ucieszyłem oczywiście z tego zera. Czyli jest to spadek obserwowany szybko znaleziony, a nie jakieś stare wykopki. Klasyfikacja została, w srogich bólach, zgłoszona do Meteoritical Bulletin lecz niestety z przyczyn formalnych wciąż czeka na rozpatrzenie. Mam nadzieję, że w niedługim czasie zostanie on oficjalnie zaaprobowany i będzie widniał jako 23 polski meteoryt.

Siewierz - skorupa obtopieniowa w niektórych miejscach ma nawet 1mm grubości

Siewierz – skorupa obtopieniowa w niektórych miejscach ma nawet 1mm grubości

Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny to trzeba powiedzieć, iż Siewierz ma bardzo ładną, grubą i „soczystą” skorupę obtopieniową. Nie ma tu śladów skorupy wtórnej czy fragmentacji od większej bryły, która nastąpiła w czasie przelotu przez atmosferę. Meteoryt wygląda na kompletny okaz, który mógł być jedynym meteorytem z tego spadku. Poza tym dużym obłamaniem, meteoryt ma kilka mniejszych ubytków. Jedne z nich są wyraźnie osmalone przez rozpoczęty proces tworzenia się na nich skorupy obtopieniowej, inne są prawie nietknięte. Na nich można dostrzec bardzo drobne drobinki czy też kropelki stopionego czarnego szkliwa napylonego w procesie ablacji. Obłamany duży fragment mógł natomiast odpaść w momencie uderzenia w Ziemię i nie zostać znaleziony. Choć wydaje mi się, że on także powstał zanim meteoryt spadł. Postaram się to sprawdzić na okazie znajdującym się w kolekcji Uniwersytetu Śląskiego w Sosnowcu, gdyż tylko na ich okazie zachował się duży fragment tego pokaźnego obłamania w całości. Na skorupie widać doskonale wiele chondr, inkluzji i obtopionych grudek żelaza. W głębokich regmagliptach zalega jasno szary pył, czyli kurz. Brak natomiast jakichkolwiek śladów drobnego piachu czy pustynnego pyłu. To jednoznacznie wyklucza pochodzenie inne niż europejskie. I całe szczęście hehehe.

Siewierz - 2mm chondra belkowa przepięknie widoczna na skorupie

Siewierz – 2mm chondra belkowa przepięknie widoczna na skorupie

Siewierz - 3mm inkluzja żelaza z zastygłymi strużkami zdmuchiwanymi podczas spadania

Siewierz – 3mm inkluzja żelaza z zastygłymi strużkami zdmuchiwanymi podczas spadania

Siewierz - żyłki szokowe oraz nieliczne chondry

Siewierz – żyłki szokowe oraz nieliczne chondry

Wnętrze Siewierza to standardowy chondryt typu L5 i tyle. Nic nadzwyczajnego. Nie jest to brekcja, więc nic tam ciekawego nie „pływa”, ani nie jest to niski typ petrograficzny, żeby roiło się tam od pięknych chondr. Monotonię jasno-rudego ciasta skalnego ratują tylko czarne żyłki szokowe i nieliczne słabo widoczne chondry. Żelaza jest dość sporo i jest ładnie widoczne w świetle obitym. Całość jest na szczęście lekko zwietrzała tylko wokół ziaren żelaza. Wydaje się, że okaz jest bardziej podrdzewiały od strony obłamanej niż po lewej stronie przekroju, gdzie materiał został głębiej odsłonięty. Nie wykluczone, że meteoryt jakiś czas przeleżał w miejscu spadku i zdążył zmoknąć nim został znaleziony. Nie wydaje mi się aby zwietrzenie głębiej w okazie było tylko wynikiem przechowywania meteorytu w warunkach domowych.

Siewierz - rozmieszczenie żelaza z niklem typowe dla chondrytu typu L (kostka 1cm)

Siewierz – rozmieszczenie żelaza z niklem typowe dla chondrytu typu L (kostka 1cm)

KOMENTARZE:

  1. Ryszard napisał:

    wymądrzacie się oboje , jak byście się znali . A co na meteorycie może być osmalone ? Nie wiem co wy tam macie , jednak na meteorytach się nie znacie .

  2. Jan Woreczko napisał:

    Jeszcze do 1000 mi trochę brakuje, ale wspólnie ze znalazcami pracujemy nad tym 😉

  3. Marcin Cimała napisał:

    O nie nie kochany, to wytrwałość popłaca. Wez i sam gadaj z 1000 napalonych znalazców i tłumacz, że maja żuzel z dymarki

  4. Jan Woreczko napisał:

    Bogatemu to i byk się ocieli 😉 Gratulacje nabytku!

Skomentuj